Ufać czy nie ufać? – oto jest pytanie!

30 listopada
6 komentarzy

Dzisiejszy post powstał w związku z sytuacją, której byłam ostatnio bezpośrednim uczestnikiem. Moja praca zawodowa polega między innymi na tym, że kontaktuję się z niezliczoną liczbą podwykonawców. Ich weryfikacja nie zawsze jest łatwa, ale koniec końców zazwyczaj trafiają się osoby bardzo dobre, a wśród są nich są również perełki. Tym razem perełki nie było – wręcz przeciwnie – pojawiła się osoba, która z sukcesem zszargała nie tylko moje nerwy, ale również nadszarpnęła naszą dobrą opinię w oczach klienta.

Nie powiem, byłam na siebie zła, że tak zaufałam tej osobie – jednak jej referencje, CV i kompetencje w żadnym wypadku nie wskazywały na klęskę. No cóż, popatrzyłam na nią przez pryzmat własnej osoby, gdzie do głowy by mi nie przyszło, żeby w taki sposób nie wywiązać się z powierzonego mi zadania. Krętactwo, brak kontaktu i właściwie nie widzenie problemu w całej sytuacji spowodowały, że zaczęłam się zastanawiać nad zaufaniem. Dlaczego jednym ufamy mniej, a innym bardziej? Jakie są czynniki, które powodują, że „oddamy” za kogoś rękę? A co sprawia, że innym nie potrafimy zaufać za żadne skarby świata?

Niektóre badania pokazują, że za zaufanie odpowiedzialna jest oksytocyna, czyli ten sam hormon, który wydziela się w trakcie porodu czy karmienia piersią. Istotny jest również w uczuciu zazdrości i w trakcie współpracy z innymi. Ale zaufanie to również wynik rozwoju społecznego człowieka. W jego wyniku, rok po roku uczymy się komu ufać. Na samym początku są to oczywiście rodzice i rodzeństwo, bo są to osoby z którymi jesteśmy najbardziej związani. Następnie, krąg osób zaufanych poszerza się – o nauczycieli, kolegów i koleżanki w szkole, dalej o wykładowców, znajomych, pracodawców, współpracowników aż po osoby takie jak lekarze, policjanci itp. Jednym słowem – zaufanie powoduje, że czujemy się dobrze.

Z rozwojem społecznym bezpośrednio związane są również nasze doświadczenia – jeśli zaufaliśmy komuś znajomemu i on nas nie zawiódł, tak samo będziemy myśleć o kolejnej osobie z naszego otoczenia. Podobnie będzie w przypadku, gdy jakakolwiek sytuacja spowoduje naruszenie zaufania do drugiej osoby. Wtedy każdą nową osobę będziemy oceniać przez pryzmat właśnie tej poprzedniej – tej, która dała nam w kość. Jeśli na przykład ta nowa osoba będzie podobna wizualnie do tej, która nas zawiodła, wtedy możemy mieć problem z zaufaniem jej. Po prostu – ludzkie oko to taki swoisty radar, który dobrze wie, że pierwszy rzut oka ma w niektórych przypadkach spore znaczenie. Sami pomyślcie – czy jadąc tramwajem i widząc dookoła siebie różnych ludzi, jesteście w stanie wszystkim zaufać? Czy człowiek patrzący na wszystkich spod byka i chowający się w kącie budzi Wasze zaufanie? Nie sądzę! Każdy przepuści taką osobę przez własne filtry i podejmie decyzję czy jej ufać czy też nie.

Mnie się zdarza być łatwowierną i w niektórych sytuacjach łatwo mnie wkręcić. Staram się za każdym razem wyciągnąć wnioski i na drugi raz nie powtórzyć tego. Nie zawsze mi się to udaje, ale po ostatniej sytuacji już wiem, jak się uchronić przed powtórką z rozrywki. Czasami wystarczą bardzo proste rozwiązania, żeby nie dać się wciągnąć w jakąś kabałę. 

A co zrobić, żeby to nam ufano? Rozwiązania są bardzo proste.

Po pierwsze – rób to, co obiecujesz: nie kłam, bądź szczery.

Po drugiej– spełniaj obietnice, jeśli je stawiasz.

Po trzecie– bądź konsekwentny w swoim działaniu.

Tak niewiele, a tak wiele może zdziałać!

A jak to jest z Waszym zaufaniem do innych? Zdarza Wam się, że ktoś nadszarpnie Wasze zaufanie czy raczej dobrze dobieracie sobie osoby i ufacie im bezwarunkowo? Czekam na Wasze doświadczenia :)

(Visited 447 times, 1 visits today)