Szczebel i Luboń Wielki

24 września
No comments yet

Nawet nie wiedziałam, że w odległości około godziny mamy jeszcze jakąś górkę do schodzenia. A tu proszę – pomyliłam się. Co więcej – sama sobie na nie zasłużyłam. Gdy M. zapytał mnie jak długiego szlaku ma nam poszukać, usłyszał ode mnie „noo, takiego na 6 godzin”. No i dostałam, prawie 6 godzin marszu, po którym nogi bolały mnie przez tydzień ;) Ale warto było tak czy siak – dla górskich wędrówek zawsze warto wstawać rano. Nawet jeśli te górki nie są przesadnie wysokie. Był to również pierwszy raz, kiedy to jednego dnia weszliśmy na dwa szczyty – Szczebel i Luboń Wielki. Oba znajdują się w masywie Beskidu Wyspowego, a samochód zostawiliśmy w Mszanie Dolnej. 

Szczebel

Wejście na czarny szlak było mocno nietypowe – w pewnym momencie brodziliśmy najpierw po rowie, a później po łące, bo szlak szedł na czyjejś działce i właściciel „zmienił” jego bieg. Na szczęście było to tylko kilkadziesiąt metrów, a później szlak wrócił już na swoje miejsce. I … zaczęło się. Muszę się przyznać, że to był dla mnie najbardziej wymagający szlak. W żadnych innych górach czy górkach nie zmęczyłam się tak jak tutaj. Chodziło przede wszystkim o stromiznę tego szlaku, która jak dla mnie była naprawdę dosyć spora. A mnie kiepsko idzie poruszanie się po takich trasach – szczególnie schodzenie. Do góry pnę się jak sarenka, chociaż tutaj raczej jak kulejąca, bo podpierałam się rękami. Sama góra nie jest wysoka, bo mierzy zaledwie 976 metrów, więc wysokość nie ma dużego znaczenia, ale ta stromizna mnie lekko przytłoczyła. Na szczęście jak to zwykle bywa, po momentach kryzysu przyszedł moment nagrody, w postaci pięknych widoków.

beskid wyspowy szczebel

beskid wyspowy szczebel

beskid wyspowy szczebel

Na całe szczęście zejście nie było taką udręką jaką mi się wydawało, że będzie. Wręcz przeciwnie – poszło nam całkiem sprawnie i niezmiernie się cieszyłam, że już jestem na dole. Może dlatego, że schodziliśmy z drugiej strony, nie tej stromej.

Luboń Wielki

Drugi szczyt, na który wchodziliśmy jest usytuowany niemalże na przeciwko Szczebla. Tutaj szlak był zdecydowanie bardziej przyjazny i przyjął nas z otwartymi rękami. Najpierw długa prosta, a później tylko pod górę i pod górę ;) Też nie obyło się bez zadyszki, ale co tam. Przecież nie ma wyjścia w górki bez żadnego wysiłku.

Sam Luboń jest nieco wyższy nisz Szczebel – mierzy 1022 m n.p.m., a na jego szczycie znajduje się maleńkie schronisko, obok którego stoi wysoka stacja nadawcza. Uwaga – w schronisku nie ma bieżącej wody, więc na próżno szukać tutaj toalety ;) W grę wchodzi jedynie starodawny wychodek – to tak na wszelki wypadek, gdybyście mieli nadzieję, na umycie rąk na górze. W samym schronisku i na ławeczkach obok można zjeść ciepły posiłek – żurek mają całkiem smaczny. Podawany w plastiku, ze względu na wspomniany brak wody, ale to do wybaczenia. Jak zobaczycie na zdjęciach, tutaj również widoki niczego sobie, więc można wybaczyć brak tych drobnych udogodnień. 

beskid wyspowy luboń wielki

beskid wyspowy luboń wielki

beskid wyspowy luboń wielki

beskid wyspowy luboń wielki

beskid wyspowy luboń wielki

beskid wyspowy luboń wielki

beskid wyspowy luboń wielki

beskid wyspowy luboń wielki

Gdy piszę ten post na dworze jest już okrutnie zimno, ale mam nadzieję, że po maratonie weselnym powrócimy szybciutko na szlak i że pogoda będzie nam sprzyjała. A Ty jakie masz plany na jesień?

(Visited 468 times, 1 visits today)