Zanim opowiem i pokażę Wam jak było w Górach Izerskich, muszę się z Wami podzielić koszmarną sytuacją, która nam się przytrafiła dzień przed przyjazdem. Otóż – mieliśmy jechać nie w Góry Izerskie, a w Kotlinę Kłodzką. W marcu zarezerwowałam cały domek i wpłaciłam zaliczkę. Było nad 6 osób dorosłych, 2 dzieci i pies, więc potrzebowaliśmy czegoś pokaźnych rozmiarów i będącego tylko do naszej dyspozycji. Jak zwykle szukałam przez Booking i gdy znalazłam postanowiłam zadzwonić do właścicielki z pytaniem co w przypadku ewentualnego braku luzowania obostrzeń. Chcieliśmy mieć choć trochę pewności, że mimo wszystko będziemy mogli tam pojechać – wtedy jeszcze nie było wiadomo, że branża turystyczna ruszy, ale powiedzmy że można się było tego spodziewać.
Właścicielka o wszystkim mnie poinformowała i na koniec zachęciła, żebym zarezerwowała nocleg u niej, zamiast przez Booking, bo przecież będę miała taniej – tak faktycznie się okazało, podała mi cenę o 1/3 niższą. Załatwiłyśmy wszystko, łącznie z zapłatą zaliczki i spokojnie czekałam na nadchodzący urlop. Dwa tygodnie przed wyjazdem zadzwoniłam dogadać sprawę reszty płatności i przyjazdu – właścicielka poprosiła o telefon dzień przed przyjazdem, żeby wiedziała kiedy ma nam przywieźć klucze. Tak też zrobiłam – jakież było moje zdziwienie, gdy usłyszałam, że domek został wynajęty przez Booking i ktoś tam już przyjeżdża tego dnia :O. Byłam po prostu w szoku! Nie będę już opowiadać co działo się dalej, bo nie o tym ma być ten wpis, ale już raczej nigdy więcej nie zarezerwuję pobytu inaczej niż przez pośrednika.
Góry Izerskie – okolice Jeleniej Góry, Sieradowa Zdroju i Szklarskiej Poręby
Smrek w Górach Izerskich
Nasza podróż była dość długa i na dodatek pierwsza tak długa samochodem z dzieckiem, ale malec dał sobie radę fantastycznie – nie było powodów do obaw, jak się okazuje. Ogólnie byliśmy nastawieni na chillowanie, bo też jakoś bardzo dużo tego czasu na miejscu nie mieliśmy, zaledwie dwa pełne dni. Ale żeby nie było, że przeleżeliśmy cały weekend na kanapie, to zabieram Was najpierw na Smrek – z czeskiego nazwa ta oznacza „świerk”. Sam szczyt ma dwa wierzchołki, z czego jeden leży już po stronie czeskiej i znajduje się na nim wieża widokowa, z której można podziwiać panoramę Karkonoszy.
Trasę na Smrek rozpoczęliśmy od parkingu Nowa Droga Izerska – szlakiem czarnym. Jest to droga asfaltowa pnąca się dosyć stromo pod górę. Już na początku można się całkiem nieźle zmęczyć. Na szczęście większość drogi jest w cieniu, wzdłuż lasu, więc nawet jeśli jest upał, to nie daje się on jakoś mocno we znaki. Kolejnym punktem była Czerniawa Zdrój, skąd szlakiem zielonym doszliśmy do Schroniska na Stogu Izerskim. Tutaj można też wjechać kolejką i faktycznie sporo osób korzystało z tego rozwiązania. Od schroniska udaliśmy się w dalszą drogę szlakiem zielonym, który zaprowadził nas już na sam szczyt Smrek. Zdecydowaliśmy się również na przejście na czeską stronę i zobaczenie okolicy z wieży widokowej. Tym samym była to moja pierwsza wizyta za granicą w tym roku ;) Na szczęście nie skończyło się to kwarantanną, a takie obostrzenia są w tym momencie w Czechach. Tutaj nie obowiązywały. Droga powrotna to również zielony szlak – tym razem do Czerniawskiej Kopy, następnie czarny do Czerniawki i powrót na parking. Łącznie przeszliśmy 15 km i powiem Wam, że w ciepły dzień to naprawdę było odczuwalne.
Jelenia Góra i Świeradów Zdrój
Jeśli chodzi o zwiedzanie pobliskich miast to muszę powiedzieć, że nie do końca nam to wyszło ;) Raczej tylko przejazdem albo na krótki spacer. Ale nic straconego, bo w lipcu ponownie będziemy w tym rejonie, więc czego nie zobaczyliśmy teraz, zobaczymy później. Nie ma się co spinać.
W Jeleniej Górze skupiliśmy się na rynku – malutkim, ale urokliwym. W jednym z jego narożników znaleźliśmy knajpkę z kawą i słodkościami, no i zostaliśmy na dłużej ;) Centralną część rynku zajmuje ratusz, przed którym stoi czerwony jeleń – symbol miasta. Takich jeleni można znaleźć tutaj więcej, chodząc po pobliskich uliczkach. Z Jelenią Górą powiązana jest postać Bolesława Krzywoustego, któremu przypisuje się utworzenie na tym terenie grodu. Znajduje się tu zatem wzgórze jego imienia, a na nim wieża widokowa, z której można podziwiać panoramę miasta – wiem tylko z opowieści.
Świeradów Zdrój był pełen turystów do tego stopnia, że bardzo trudno było znaleźć jakieś miejsce do zjedzenia obiadu. Ostatecznie udało się wyhaczyć przepysznego pstrąga i karkówkę. Przeszliśmy się też deptakiem uzdrowiskowym – tutaj również tłumy ludzi. Praktycznie w każdym miejscu, więc dosyć trudno było się skupić na zwiedzaniu. Może następnym razem będzie trochę chłodniej i ludzi będzie mniej? O tym wszystkim co napisałam o Świeradowie musicie mi uwierzyć na słowo, bo nie mam stąd ani jednego zdjęcia :) Chyba te tłumy mnie tak zaaferowały.
Do następnego!
PS. te piękne zdjęcia (poza Jelenia Górą) są autorstwa mojego brata.