Jeśli tylko zastanawiacie się nad podróżą do Tajlandii i szukacie tego, co warto zobaczyć w Bangkoku, dzisiaj spieszę z odpowiedziami. Ale nie tylko dla tych z Was, którzy się tu wybierają – również tych, którzy uwielbiają podróże palcem po mapie. Bo czemu nie! Miłośnicy dużych miast z pewnością znajdą tutaj dla siebie wiele ciekawych miejsc. Pierwsze czego doświadczyłam przyjeżdżając tutaj to … ciepło. No niby nic odkrywczego, ale opuszczając Polskę z zaledwie kilkustopniową temperaturą, robiło to naprawdę sporą różnicę. Do tego spora wilgotność i w momencie jeansy zaczęły ciążyć na tyłku ;) Drugie co dostrzegłam, a właściwie usłyszałam, to ogromny hałas. Samochody, tuk tuki, gwizdki, ludzie, skutery, pociągi – wow, można dostać niezłego kręćka. To miasto właściwie nie śpi – nocne światła robią wrażenie i sprawiają, że nie chce się odrywać wzroku. Nie przeciągam dłużej – za moment wszystko się wyjaśni!
Co warto zobaczyć w Bangkoku?
WIELKI PAŁAC
Najbardziej oczywiste, ale i chyba najważniejsze miejsce w Bangkoku – Wielki Pałac. Dawna siedziba rodziny królewskiej, która w połowie XX wieku przeniosła się w inną część miasta. Jest to ogromny kompleks, z ogromną ilością turystów. Wydaje mi się, że tylko wcześnie rano jest cień szansy na to, żeby zrobić fajne zdjęcia i nie ocierać się co chwilę o kogoś. A jeśli robi się to na dodatek w palącym słońcu to już w ogóle mały koszmarek. Całe szczęście, że ominęła nas kolejka po bilety – sprytnie wysunęliśmy się na prowadzenie przed licznymi grupami wycieczkowymi i w trymiga mogliśmy rozpocząć zwiedzanie. Na terenie kompleksu otoczonego ogromnym białym murem znajduje się świątynia szmaragdowego Buddy – najważniejsze miejsce tajskiego buddyzmu (Wat Phra Keo).
Budową Wielkiego Pałacu zajął się król Rama I i przez lata panowania jego i jego następców była to siedziba rodziny królewskiej. Do dziś znajdują się tutaj nie tylko miejsca kultu Buddy, ale i właśnie pomieszczenia, które niegdyś służyły za mieszkanie dla króla i jego rodziny. Entuzjaści dawnej broni znajdą tutaj coś dla siebie – na terenie Wielkiego Pałacu znajdują się bowiem dwa (małe, ale jednak) muzea broni.
Całość robi naprawdę niezłe wrażenie – biel przeplata się ze złotem i licznymi kolorami, które moim zdaniem tworzą fantastyczną całość, tak bardzo różną od tego, co widujemy w Europie.
WAT PHO
To tutaj znajduje się ogromny leżący Buddha. Kompleks składa się z kilku małych i większych świątyń. Przypomina mi nieco labirynt, bo można pokluczyć po licznych zakamarkach. Cena biletu to zaledwie 100 bahtów, więc nie ma się nad czym zastanawiać. Podobno dają też butelkę wody, ale jakoś nie mogliśmy jej znaleźć ;) Sam wygląd świątyń zrobił na mnie niemałe wrażenie – zobaczcie na zdjęciach jak zdobione są te wszystkie wieże i wieżyczki, a właściwie to czedi, czyli coś w rodzaju miejsca do przechowywania szczątków mnichów. Większe czedi służą z kolei do przechowywania relikwii Buddy i szczątków królów. Ciekawe jest to, że wiele zdobień wygląda z daleka na bardzo bogate, natomiast gdy przyjrzy im się z bliska, okazuje się, że to po prostu kolorowe kamyczki misternie poukładane na murach. Niemniej jednak to wszystko jest tak inne, że warto zobaczyć.
WAT TRAI MIT
Była to pierwsza tajska świątynia, do której trafiliśmy w trakcie naszego zwiedzania. I od razu z przytupem – to tutaj znajduje się największy posąg Buddhy wykonany z prawdziwego złota. Trzeba przyznać, że jego blask widoczny jest gołym okiem od samego wejścia do świątyni. Najpierw jednak trzeba pokonać kilkanaście schodów, żeby móc dostać się na miejsce. Podobno w XVIII wieku Tajowie zasłonili Buddhę gipsem, żeby nie przyciągał uwagi birmańskich najeźdźców i przez wiele lat nie wiedziano jaki skarb się tutaj mieści. Dopiero w połowie ubiegłego stulecia, gdy posąg chciano przenieść w inne miejsce, przewrócił się i gips pękł, odkrywając prawdziwe oblicze tego 5,5 tonowego buddyjskiego boga.
WAT ARUN
Przepiękny kompleks znajdujący się po drugiej stronie rzeki Menam. Żeby się tutaj dostać najlepiej wsiąść do jednej z licznych łódek i przeprawić się na drugi brzeg. Nie trwa to zbyt długo, a jest zdecydowanie lepszym rozwiązaniem niż naziemny transport publiczny. Świątynia ta nazywana jest świątynią świtu i symbolem Bangkoku. Zdobienia są tutaj nieco inne niż w pozostałych miejscach – dominuje biel, a to wszystko za sprawą porcelany, którą wyłożone są wieże. Wat Arun zostało zbudowane w XIV wieku. Będąc tutaj warto przespacerować się również po tej części miasta. Nie ma tu może zbyt wielu innych ciekawych miejsc, ale można znaleźć na przykład coś pysznego do zjedzenia w ulicznej kuchni. ;)
WAT THEPTHIDARAM i RATCHANATDRAM
Te dwa kompleksy są położone tuż obok siebie. Wat Thepthidaram jest trzecią co do wielkości świątynią królewską. Została zbudowana przez króla Ramę III – prace rozpoczęto w 1836 roku. Wat Ratchanatdram z kolei to również dzieło króla Ramy III, znane też pod nazwą Metal Castle. Król wybudował to miejsce dla swojej wnuczki, księżniczki rzecz jasna. Ja nie mogłam oderwać wzroku od tych przepięknych, białych, strzelistych wież. To miejsce podobało mi się chyba najbardziej. Byliśmy już dość zmęczeni i nawet nie wchodziliśmy do środka, ale i bez tego było pięknie. Zresztą sami zobaczcie.
WAT SUTHAT
Jej budowę zapoczątkował król Rama I w 1807 roku, a zakończył dopiero Rama III na przełomie XIX i XX wieku. We wnętrzu świątyni znajduje się spory posąg Buddhy – oczywiście złoty. W 2005 roku miejsce to zostało wpisane na listę Światowego Dziedzictwa Unesco.
WIELKA HUŚTAWKA
Tuż przed wejściem do Wat Suthat znajduje się Wielka Huśtawka – nieco śmieszne miejsce, a właściwie jej dawne przeznaczenie. Huśtawka została zbudowana w 1784 roku i służyła do obchodzenia święta dziękczynienia po zbiorach ryżu – w połowie grudnia. Zabawa polegała na tym, że czterech śmiałków huśtało się na niej do wysokości 24 metrów, na której zawieszony był kij z workiem pełnym srebrnych monet i trzeba było go złapać zębami. Przez to, że zabawa była dość niebezpieczna zaprzestano jej w latach 30-tych ubiegłego wieku. No a wiecie, ja huśtawki uwielbiam – tutaj mogłam zobaczyć największą na świecie :)
WAT CHAKRAWATRACHAWAT
Jeśli chcecie zobaczyć najprawdziwsze krokodyle i to w centrum miasta, to koniecznie tutaj zajrzyjcie. Krokodylki wylegują się ot tak sobie w małym bajorku tuż obok świątyni. Samo miejsce jakoś bardzo nie urzeka – właściwie to nie wchodziliśmy do środka, bo z tego co pamiętam to nawet nie było takiej możliwości. Ale każde miejsce, w którym można się schronić w cieniu i napić się wody, jest w Bangkoku pożądane.
CHINATOWN
Chinatown w Bangkoku nie jest tak okazałe jak to w Singapurze, to na pewno. Nie urzekło nas jakoś specjalnie. Skupione jest przede wszystkim w okolicach ulicy Yaowarat – na zdjęciu poniżej możecie zobaczyć symboliczną bramę do tej właśnie dzielnicy. To tutaj też mieliśmy okazję przejść się po chyba najdłuższym na jakimkolwiek byłam, targu ulicznym. Ciągnął się i ciągnął w nieskończoność, a do tego rozchodził się jeszcze na boki. Znaleźć tu można było dosłownie wszystko – ubrania, elektronikę, akcesoria, buty, telefony, biżuterię. No po prostu wszystko, co tylko chcecie.
GOLDEN MOUNT (WAT SAKET)
To miejsce totalnie mnie zauroczyło za sprawą widoków, które można tutaj oglądać. Czytałam, że najpiękniej jest o zachodzie słońca, ale i przed nim jest równie wspaniale, więc myślę, że każda pora będzie dobra na wizytę na Złotej Górze. Góra jest sztucznie usypana i króluje nad nią złota chedi, kryjąca w sobie szczątki Buddhy. Żeby wspiąć się po ponad 300 schodach w upale potrzeba nieco energii, ale zwieńczeniem wysiłku są wspaniałe panoramy Bangkoku, więc naprawdę nie ma na co narzekać i trzeba tutaj zajrzeć :)
SKY BARY
Bangkok słynie oczywiście z ogromnych budynków – a jak są wysokie budynki, to są i sky bary. Jedne na niższych, inne na wyższych poziomach. W tym oczywiście najsłynniejszy Lebua – to ten z filmu „Kac Vegas II”. Wybierać można z kilku. Ze swojej strony natomiast mogę Wam polecić Vertigo and Moon Bar w hotelu Banyan Tree. Bar znajduje się na 61 piętrze i wejście jest darmowe. Darmowe, ale drinki do tanich nie należą, więc warto to wziąć pod uwagę wybierając się tutaj. No ale przecież nie codziennie bywa się tak wysoko nad ziemią i to na dodatek z drinkiem w ręku. Zresztą sami powiedzcie – czyż dla takich widoków nie warto? Moim zdaniem bardzo!
BANGKOK z 83. piętra
Sky bar na 61 piętrze to było coś. Ale to co działo się na 83, to dopiero było wielkie WOW. Na ostatnią noc w Bangkoku mieliśmy zaplanowane małe szaleństwo, czyli nocleg w najwyższym budynku Tajlandii – hotelu Baiyoke. Cena była naprawdę w porządku, a na miejscu okazało się, że nie ma żadnego problemu ze zmianą pokoju na taki, w którym okna są od podłogi do sufitu. Jak się możecie domyślić byłam w siódmym niebie, gdy zobaczyłam widok z pokoju. Myślałam, że nie będę mogła spać z wrażenia, ale na szczęście udało się przymknąć oko ;)
Na 83. piętrze hotelu znajduje się taras widokowy, który się obraca! Serio, jest rewelacyjny, bo nie trzeba się przepychać do barierki, żeby coś zobaczyć – platforma kręci się w kółko, więc wystarczy stanąć w miejscu. Jako goście hotelowi mieliśmy do niego nieograniczony dostęp i mogliśmy zobaczyć Bangkok z góry zarówno za dnia, jak i w nocy. Widoki nocne zdecydowanie piękniejsze. Chcąc wybrać się tutaj „z ulicy” wystarczy kupić na dole wejściówkę i wjechać windą. Taras podobał mi się zdecydowanie najbardziej i zaliczyłam kilka kółek, zanim dałam się niemalże ściągnąć do wyjścia. No cóż ja na to poradzę, że tak kocham wielkie miasta :D
To tyle jeśli chodzi o moje propozycje miejsc w Bangkoku. Jestem bardzo ciekawa, które miejsca podobają Wam się najbardziej. A może są tu osoby, które już były w tym nigdy nie zasypiającym mieście? Dajcie znać!