Zanim zacznę pokazywać Wam Singapur, który zobaczyłam na własne oczy powiem choć trochę o tym, jak się tam znaleźliśmy. Nie będę się teraz wdawać w szczegóły organizacyjne, na które mam zaplanowany ostatni post – skupię się na powodach. Kilka miesięcy temu zapytałam M., czy możemy w tym roku pojechać gdzieś dużo dalej niż w obrębie Europy. Zgodził się, a na dodatek 2 albo 3 razy potwierdził mi budżet, który możemy przeznaczyć na taką wycieczkę. Nie zwlekałam więc zbyt długo i wzięłam się za wybieranie kawałka świata, który zobaczymy. Miałam trzy główne kryteria – daleko, z dostępem do morza a najlepiej oceanu i ciepło. Kilka dni zajęło mi krążenie palcem po mapie, sprawdzanie siatki połączeń, cen, atrakcji, rozmawianie ze znajomymi, którzy byli w tych regionach i tak dalej. Ostatecznie decyzja zapadła około stycznia – będzie Singapur i Bali. Początkowo planowałam również Kuala Lumpur, ale w ciągu 2 tygodni którymi dysponowaliśmy na urlop, więcej czasu byśmy spędzili na lotniskach i w samolotach, niż ciesząc się urlopem. Malezję zwiedzimy innym razem! :)