Kiedy poprzednim razem byliśmy na Turbaczu, była już wiosna, a ze śniegu zostały już właściwie tylko jakieś resztki. Tymczasem, w lutym ta góra wygląda zupełnie inaczej! Ja się czułam dosłownie tak, jakbym była bohaterką jakiejś baśni. Pięknie ośnieżone drzewa i cały szlak robiły piorunujące wrażenie. Oczywiście przez śnieg szło się gorzej, ale widoki i atmosfera rekompensowały te niedogodności. Najpiękniej było na szczycie – tak dokładnie to powinnam powiedzieć, że tam było najbardziej tajemniczo.