Oj dawno, dawno nie było żadnego postu z górami w tle. Na szczęście w jeden z grudniowych weekendów udało nam się skorzystać z dosyć fajnej pogody i wybrać się na 4-godzinny spacer po Beskidzie Makowskim. Nasza trasa nie była zbyt skomplikowana, ale muszę przyznać, że na początku pojawiła się typowa już zadyszka, która jednak szybko zniknęła! Zimą, gdy drzewa są pozbawione liści, można oglądać naprawdę fajne widoki prosto ze szlaku. A ten szlak był bardzo wyjątkowy – tak dobrze oznaczonego jeszcze nigdy nie widzieliśmy. Oznaczenia były dosłownie na co drugim drzewie ;) Tam na pewno się nie zgubicie!
Spacer rozpoczęliśmy w miejscowości Poręba – niedaleko Myślenic. Szliśmy łącznie trzema szlakami – zielonym, żółtym i czerwonym, które się ze sobą przeplatają. Pierwszą przystanią była mała górka Kamiennik (776 m n.p.m.) – szczyt (albo szczycik) ułożony jest z drobnych kamieni, a pośrodku wbito mały krzyżyk.
Krajobraz iście jesienny – oglądając zdjęcia nie powiedziałabym, że to już grudzień. W sumie … byliśmy tam przed pierwszym dniem zimy, więc właściwie wszystko się zgadza. Końcówka jesieni pełną parą! W dalszą drogę ruszyliśmy w stronę Przełęczy Suchej, a następnie na najwyższy w tej okolicy szczyt – Łysinę (891 m n.p.m.). Jak widzicie na zdjęciu głównym, oznaczenie jest dość mobilne – dobrze, że jeszcze nie do końca się rozpłynęło ;)
Na koniec naszej wycieczki dotarliśmy do małego i przytulnego schroniska Kudłacze. O tej porze roku nie tętni może życiem, ale mają pyszny żurek! Tuż przed naszym wyjściem zaczęli się schodzić goście do właścicieli – szykowała się niezła przedświąteczna impreza, sądząc po ekwipunku, który każdy miał ze sobą. Słyszeliśmy też, że właściciel robił pasztet z jelenia! Miał być dopiero za 2 godziny, więc nie udało się skosztować ;)
Łącznie przeszliśmy ok. 14 kilometrów, a poniżej możecie zobaczyć jak wyglądała nasza trasa i moje wyniki w Endomondo:
Dajcie znać, czy wychodzicie na takie dłuższe spacery w mniej sprzyjającej aurze?