Zacznijmy od tego, że w Tajlandii jest mnóstwo wysp, na które można się udać z lądu, żeby porządnie odpocząć. Phuket, Krabi, Kho Samui i wiele, wiele innych – jak wśród nich wybrać tę, która będzie nam najbardziej odpowiadała? Zadanie nie jest łatwe – można co prawda oglądać zdjęcia rajskich plaż i tradycyjnych drewnianych łódek, ale nie łudźcie się – mogą one mieć niewiele wspólnego z prawdą. W końcu zdjęcia mają turystę przyciągać, a nie odstraszać. Ja wybrałam Phuket, czyli nic oryginalnego, bo pewnie 90% osób lecących do Tajlandii wybiera ten kierunek. A dlaczego akurat Phuket? Po pierwsze – spora ilość plaż do wyboru, lotnisko, łatwa komunikacja i łatwy dostęp do mniejszych wysepek, które odwiedziliśmy. Poza tym chciałam sprawdzić, czy aby na pewno jest tak bardzo skomercjalizowana jak czytałam. Okazało się, że faktycznie mocno, ale wiecie co? Absolutnie nie żałuję swojego wyboru. Phuket okazało się naprawdę pięknym miejscem – oprócz tego, że wypoczęliśmy maksymalnie, jeszcze trochę pozwiedzaliśmy, ale o tym w kolejnych wpisach. Dzisiaj zapraszam Was na plażę! I to nie jedną.
Plaże na Phuket
W przeciwieństwie do Bali plaże, które odwiedziliśmy na Phuket były zupełnie darmowe. Oczywiście wypożyczenie leżaka i parasolki wiązało się z opłatą, ale sam wstęp był bezpłatny. Wybór plaż jest tutaj dosyć spory i w zależności od tego, czego się szuka, można wybrać coś dla siebie. Większość piaszczystych miejsc znajduje się na zachodnim wybrzeżu wyspy i tak naprawdę można jechać z północy na południe lub odwrotnie i co rusz zatrzymywać się na jakiejś. Tak właśnie zrobię – zabiorę Was w podróż po plażach Phuket z północy na południe. Rzecz jasna tych, na których byłam.
BANG TAO BEACH
Dłuuuga, długa, tak długa, że nie doszliśmy do jej końca, bo pewnie padlibyśmy z przegrzania ;) Ciągnie się wzdłuż północno-zachodniego wybrzeża Phuket. Mniej więcej w środku jej długości znajduje się spory kompleks hotelowy, z własnym jeziorkiem, a im dalej na północ, tym bardziej dziko. Doszliśmy nawet do takiego miejsca, w którym był tylko piasek, a później już tylko palmy kokosowe. Najbardziej na południe jest znacznie więcej małych knajpek czy miejsc, w których można wypożyczyć skuter wodny i leżaki. W trakcie naszego pobytu nie było zbyt dużych fal, więc spokojnie można było się potaplać w wodzie. Tutaj zatem na plus dla Phuket, w porównaniu z Bali, gdzie praktycznie kąpałam się tylko w basenie. No, ale to może też dlatego, że wtedy nie miałam za sobą roku nauki pływania ;)
SURIN BEACH
Ta plaża zdecydowanie skradła moje serce – położona w sąsiedztwie Bang Tao. Może nie bardzo kameralna, ale zdecydowanie mniejsza niż ta pierwsza. Znaleźliśmy sobie super miejsce z leżakami, na skałkach, z których mieliśmy fajny widok na morze i plażę. Z drugiej strony natomiast były kolejne skałki, które zawsze robią na mnie spore wrażenie i fajnie prezentują się na widokowych zdjęciach :) Dla mnie zdecydowanie numer jeden na Phuket.
KAMALA BEACH
Na Phuket nie brakuje długich plaż. Kamala jest jedną z nich, a jak dojdziecie dalej, to poczytacie o jeszcze kilku innych. Tajom Kamala kojarzy się z tragicznymi wydarzeniami sprzed kilku lat, kiedy to po przejściu tsunami zginęły tutaj setki mieszkańców i turystów. Dla upamiętnienia tych wydarzeń i wszystkich ofiar, postawiono przed wejściem na plażę symboliczny pomnik. A sama plaża bez szału.
PATONG BEACH
Najbrzydsza plaża jaką widzieliśmy na Phuket. Może dlatego, że dotarliśmy tutaj popołudniu i był spory odpływ. Walające się śmieci odstraszyły nas skutecznie i nie spędziliśmy tutaj zbyt wiele czasu. Cały obszar Patong słynie z tego, że jest najbardziej imprezowym miejscem na wyspie i to tutaj ściągają rzesze turystów. Jest tu mnóstwo hoteli, knajp, sklepów, więc jeśli nie szukacie spokoju, to Patong będzie dobrym rozwiązaniem ;) Nie można się tutaj pewnie nudzić.
KARON BEACH
A jak znudzi Wam się imprezownie na Patongu, to zawsze można wybrać się do położonej w pobliżu Karon Beach. Nada się idealnie na spacerowanie, bo jak widzicie, krótka to ona nie jest. Popularną rozrywką tutaj jest fruwanie na spadochronie, z wysięgnika. Co ciekawe, osoba z obsługi fruwa z turystą – tyle, że nie ma żadnego zabezpieczenia! Patrzyłam na to z nieukrywanym zdumieniem.
KATA BEACH
Bardzo podobna do poprzedniej – również długa, również sprzyjająca wodnym zabawom. Dodatkowo, czytałam że to miejsce jest surferskim rajem, gdy tylko są odpowiedniej wysokości fale. I faktycznie, można było dostrzec wypożyczalnie sprzętu i szkółki.
KATATHANI BEACH
Nieco krótsza plaża, w pobliżu resortów i hoteli. Myślę, że tutaj też mogłabym poplażować, gdybym miała do wyboru większą niż moja ulubiona Surin. Jak widzicie, wszystkie plaże które dzisiaj pokazuję mają piasek i nie trzeba się martwić, że kamienie będą nam się wbijały w stopy.
NAI HARN BEACH
W pobliżu tej plaży jedliśmy najlepsze smażone banany ever, więc kojarzy mi się bardzo dobrze. Było tu sporo rodzin z małymi dziećmi, więc wydaje się być dość spokojną i raczej bez większych fal. Również dość długa, więc wielbicielom spacerów po piasku powinna się spodobać.
YA NUI BEACH
Mój numer dwa w tym zestawieniu – okazuje się, że zdecydowanie moimi faworytami są malutkie plaże. I ta taka właśnie jest. Kameralna, z niezbyt dużą ilości turystów czy miejscowych. Tutaj mogłabym odpoczywać po długim dniu zwiedzania. Najbardziej wysunięta na południe ze wszystkich tych, które dzisiaj Wam pokazałam.
Ciekawa jestem, czy lubicie plażować? Ja aż tak mocno za tym nie przepadam, ale jeśli tylko plaża ma odpowiedni klimat, to bardzo chętnie wystawiam nos, żeby łapał nowe piegi. Na deser mam dla Was zdjęcie malutkiej plaży, widzianej z drogi. Przecudna!