Dzisiaj zdecydowanie wzięło mnie na wspomnienia, a że podróże to moja ulubiona kategoria, więc będą wspomnienia właśnie podróżnicze. Żyjemy w takich czasach, w których podróżowanie na drugi koniec świata nie jest już wielką przeszkodą. No może poza finansami, ale o tym wspominać nie będę. Dalekie podróże to jedno, drugie to podróżowanie na niezbyt duże odległości, które jednak mogą ciągnąć się w nieskończoność, jeśli jedziemy samochodem, po zatłoczonych autostradach czy bocznych i krętych drogach. Podróżowanie samolotem wiele ułatwia, to na pewno. Weźmy chociażby lot z Krakowa do Gdańska, który trwa poniżej godziny. Oczywiście, trzeba doliczyć czas spędzony na lotnisku, ale to i tak nie jest dużo w porównaniu do kilkugodzinnej jazdy samochodem czy pociągiem. Zanim odpowiem Wam na pytanie z tytułu wpisu, opowiem o moich samolotowych przygodach.
Mój pierwszy lot samolotem odbył się jakieś 8-9 lat temu, nie pamiętam dokładnie. Razem z grupą znajomych wybraliśmy się do Mediolanu. Pamiętam tę ekscytację, która towarzyszyła mi przy kupowaniu biletów i w sumie tak mi już zostało. Do dzisiaj, gdy wybieram kierunek i klikam przycisk „kup” mam motyle w brzuchu ;) Lecieliśmy z Katowic, więc trzeba było jeszcze na lotnisko dojechać. Na szczęście już wtedy były parkingi przy lotnisku, na których mogliśmy zostawić samochód. Pamiętam, że tych parkingów było tam jeszcze niewiele – dzisiaj jest ich niemalże na pęczki. Ceny pozostały jednak bardzo zbliżone i za ok. 50 złotych spokojnie można zostawić samochód na tydzień. To bardzo wygodne rozwiązanie, biorąc pod uwagę ceny przejazdów autobusowych, które są proponowane przez licznych przewoźników, np. na trasie Kraków-Pyrzowice cena wynosi ok. 50 złotych w jedną stronę (!).
Wracając jednak do pierwszego lotu – tego dnia musieliśmy wstać bardzo wcześnie, bo lot był rano, a my mieliśmy jeszcze około 1,5 godziny do pokonania autem. Pamiętam, że mój poziom zdenerwowania wzrastał z każdym przejechanym kilometrem. Apogeum zostało osiągnięte na lotnisku, no ale tam to już praktycznie nie było odwrotu ;) Wszystkie sprawy związane z odprawą i nadawaniem bagażu przebiegły właściwie bez niespodzianek – no dobra, może tylko w jednym momencie wystraszyłam się nieco bardziej. Zostałam wezwana do kontroli bagażu na sprawdzenie mojego plecaka. Szłam do małego pokoiku ochrony z duszą na ramieniu. Nie bardzo wiedziałam i co chodzi o co tam się będzie działo. Panowie byli jednak bardzo sympatyczni i nic strasznego się nie wydarzyło. Po prostu – w jednym plecaku mieliśmy kosmetyczki 8 osób, więc nieco ich mogło zdziwić po co mi aż tyle szczoteczek do zębów czy dezodorantów. Z jednym z panów zgadałam się, że chodziliśmy do liceum w jednym mieście i praktycznie cała ta kontrola była tylko czystą formalnością.
O czym warto pamiętać przy pierwszym locie, żeby uniknąć stresu?
- przy rezerwacji biletów sprawdź poprawność wpisywanych danych, aby uniknąć kłopotów. Tani lot może się bowiem okazać drogą inwestycją, jeśli się pomylisz;
- sprawdź wytyczne linii lotniczej, dotyczące bagażu podręcznego. Niestety teraz tanie linie lotnicze bardzo często zabierają nawet podręczny bagaż do luku, szczególnie walizki. Jest ograniczona ilość bagażu, którą biorą na pokład, a reszta musi zostać oddana. Wiąże się to oczywiście z tym, że później na ten bagaż trzeba czekać;
- jeśli podróżujesz z bagażem rejestrowanym, załóż odpowiednią ilość czasu na jego nadanie. Jeśli lecisz z większego lotniska, kolejki mogą być dłuższe, jeśli z małego – nie powinno być kłopotu, jeśli stawisz się na miejscu 2 godziny przed odlotem;
- wydrukuj kartę pokładową, dzięki czemu nie musisz stać w kolejkach do zwyczajowej odprawy. Oczywiście wtedy, gdy nie musisz nadawać bagażu. Jeśli latam krótkie trasy, to podróżuję wyłącznie z bagażem podręcznym, dzięki czemu mam jedną kolejkę mniej;
- nie bój się pytać o pomoc – jeśli z jakiegoś powodu czujesz się niepewnie na lotnisku, podejdź do punktu informacyjnego albo ochroniarza – na pewno pomogą.
Po zeszłorocznym locie na Bali stwierdziłam, że tak naprawdę to nic mi nie jest już straszne, jeśli chodzi o loty. Ogromne lotnisko, jakim był Dubaj czy Singapur są tak świetnie zorganizowane, że ani przez moment nie czułam się tam zagubiona. Przed wylotem miałam obawy, że sobie nie poradzimy, że będzie trudno, że się nie odnajdziemy z terminalami, bramkami. Nic bardziej mylnego! Każdy nasz krok był niemalże podyktowany tablicami i wskazówkami – naprawdę musielibyśmy się bardzo natrudzić, żeby się zgubić czy pójść nie tam, gdzie trzeba.
Nie dajcie sobie zatem wmówić, że podróżowanie samolotem na długie odległości to horror. Ja przynajmniej tak nie uważam. Owszem, trzeba wziąć pod uwagę wiele czynników – na przykład słynny jet lag. Pojawia się on wtedy, gdy zmieniamy strefę czasową. Nam przybyło 6 godzin po przylocie do Azji, ale powiem Wam, że jakoś nie odczułam tego bardzo. Owszem, byłam po podróży zmęczona, ale nie trwało to długo. Wystarczyło, że pierwszej nocy się wyspałam i bardzo szybko byłam zaaklimatyzowana do nowego czasu. Przy okazji było to ciekawe doświadczenie – świadomość, że w Polsce je się dopiero obiad, podczas gdy my mieliśmy już wieczór, zadziwiała mnie niemalże każdego dnia.
Przy okazji długich lotów warto też dowiedzieć się jakie warunki oferuje linia lotnicza. Emirates, którym podróżowaliśmy był rewelacyjny – kocyk, poduszeczka, gorąca chusteczka do otarcia twarzy, napoje, dobre posiłki i świetna obsługa sprawiły, że lot przebiegł bez żadnych zakłóceń ani rozczarowań. W tym roku lecimy do Azji Finnairem i jestem bardzo ciekawa na jakim poziomie są te linie. Finlandia kojarzy mi się z porządkiem i dyscypliną, więc liczę na pełen profesjonalizm i tutaj.
Latanie samolotem ogromnie skraca podróż i myślę, że nie ma się czego bać. Zawsze można siedzieć w samolocie z zamkniętymi oczami – żart! A tak na poważnie – pomyślcie sami – tysiące kilometrów w kilka godzin? Dajcie znać czy lubicie latać – a może są tu osoby, które tego nie znoszą albo jeszcze nigdy nie leciały?