Teneryfa była na mojej podróżniczej wish liście już od bardzo dawna. M. przypomina mi, że to właśnie tam mieliśmy jechać na wakacje po ślubie, a propozycje i pomysły pojawiły się już ze dwa lata temu. Wtedy nie wyszło, ale tym razem nie było odwrotu. Tym bardziej, że wielkimi krokami zbliżały się moje 30-te urodziny, które bardzo chciałam spędzić w fajnym miejscu. A ponieważ na Teneryfie sezon trwa praktycznie cały rok, doszliśmy do wniosku, że na wakacje w marcu będzie to idealne miejsce.
Organizacja wyjazdu na Teneryfę
Od dłuższego czasu na Teneryfę lata Wizzair i z tego co widziałam można wyhaczyć naprawdę fajne ceny – nawet za 300-400 złotych w tę i z powrotem (z bagażem podręcznym). Jako że moje urodziny przypadają 26 marca, a uparłam się, że wtedy chcę lecieć, byliśmy nieco ograniczeni terminem. A jak może wiecie, gdy nie jest się elastycznym pod względem dat, o super atrakcyjne ceny biletów niełatwo. Skorzystaliśmy jednak z promocji Wizzair i zakupiliśmy bilety na wybrane daty, a przy okazji mamy jeszcze wykupione roczne członkostwo Wizz Discount Club, dzięki któremu może uda się jeszcze gdzieś wybrać w niższych cenach. Na Kanary można polecieć też Ryanairem, jeśli chodzi o tanie linie lotnicze.
Po kupieniu biletów nadszedł czas na wybór noclegu. Ponieważ lecieliśmy w 4 osoby oczywistym było dla mnie, że ponownie skorzystamy z Airbnb. Hotele na Teneryfie nie są tanie – zdecydowanie bardziej ekonomiczną opcją jest właśnie wynajęcie całego mieszkania lub pokoi. Nocleg znalazłam dosyć szybko – stanęło na 3 propozycjach, z czego wybraliśmy apartament Alicii, położony w Costa de Silencio, tuż obok Las Galletas. Miejsce okazało się wręcz wyśmienite. Nasz apartament składał się z salonu połączonego z kuchnią, sypialni, łazienki i tarasu. Do tego znajdował się bardzo blisko sklepów mniejszych i większych oraz mariny, z cudownymi w smaku owocami morza.
Samochód wypożyczyliśmy na stronie pośrednika. Jak się okazało było to tańsze rozwiązanie niż bezpośrednio w firmie wynajmującej – było to Orlando Car. Za 8 dni wynajmu zapłaciliśmy 100 euro (bez pełnego ubezpieczenia) + 80 euro za paliwo (przejechaliśmy na nim 1000 km, wypożyczenie w opcji full-empty), co jest naprawdę dobrą ceną w porównaniu z innymi kosztami życia na wyspie. Organizacyjnie ta firma wypadła dosyć słabo, patrząc na nasze doświadczenie z wypożyczaniem samochodu na Cyprze, gdzie było szybko i sprawnie. W Orlando trwało to naprawdę dosyć długo. Po pierwsze, na lotnisku nie czekał na nas nikt z kartką, tylko musieliśmy udać się w konkretne miejsce koło lotniska i tam czekaliśmy na bus, który zabrał nas do siedziby firmy. Po dosyć krótkiej jeździe stanęliśmy w kolejce po nasz samochód. Okazało się, że wydawanie pojazdów odbywa się w ślimaczym tempie – wypisywanie dokumentów, oglądanie auta … uff, ale w końcu samochód był nasz i mogliśmy ruszyć po przygodę!
Ale zanim opowiem coś więcej muszę oddać głos M. – ponieważ moja relacja związana z samochodem jest tylko i wyłącznie z pozycji pasażera, a to przecież on był kierowcą. Poniżej zatem kilka wskazówek i uwag:
1) niewprawnym kierowcom polecamy poruszanie się świetnie przygotowanymi i oznaczonymi autostradami oraz drogami głównymi,
2) drogi boczne, na które często kierują GPSy mogą się okazać mocno zdradliwe i być na przykład krętymi serpentynami (my jechaliśmy drogą o maksymalnym nachyleniu 30 stopni),
3) Opel, którym się poruszaliśmy był wyposażony w specjalny system, uniemożliwiający stoczenie się samochodu podczas ruszania pod górkę,
4) kierowcy na Teneryfie jeżdżą niezbyt szybko – po prostu przestrzegają ograniczeń prędkości,
5) na przejściach dla pieszych obowiązuje pełna kulturka – samochody zatrzymują się często i przepuszczają przechodzących. Raz nawet przepuściła nas rozpędzona śmieciarka!
6) słyszeliśmy, że mandaty na wyspie są bardzo wysokie,
7) w miejscach, które odwiedzaliśmy były parkingi dla turystów – trzeba jednak wziąć pod uwagę to, że miejsca parkingowe są bardzo wąskie i trzeba uważać szczególnie na te samochody z wypożyczalni.
Na zachętę kilka „niemych” filmików z trasy :)
Teneryfa jest moim zdaniem idealnym miejscem na wakacje – podobnie zresztą jak Cypr. Nie jest aż tak bardzo odlegle położona, żeby podróż nazwać ogromną wyprawą. Chociaż powiem Wam, że ponad 5 godzin w niskobudżetowym samolocie daje się we znaki. Niemalże taką samą odległość pokonywaliśmy w zeszłym roku do Dubaju – tyle, że tam był to ogromny Airbus z wygodnymi fotelami i full wyżywieniem. No, ale nic to – jeśli marzy Wam się nieco dalszy kierunek, ale nadal europejski, to koniecznie Teneryfa.
Dlaczego warto pojechać na Teneryfę?
Powodów jest cały ogrom – ja postaram się przybliżyć kilka z nich, które utwierdziły mnie w tym, że jest to dobry wybór. Nie ze wszystkich zdawałam sobie sprawę planując tę podróż, ale dziś już jestem bogatsza o kilka spostrzeżeń.
Po pierwsze jest to miejsce bardzo zróżnicowane pod względem krajobrazu. Inaczej jest na południu, a inaczej na północy wyspy. Ta pierwsza część jest bardziej letnia, kurortowa, plażowa, ta druga natomiast – zalesiona, naturalna, spokojna. Obie części różnią się nawet roślinnością. Do tego prawie w samym centrum wyspy króluje wulkan El Teide.
Na Teneryfie są i góry, i ocean. Z jednej strony zatem amatorzy górskich wypraw znajdą coś dla siebie – łącznie z wejściem właśnie na szczyt wulkanu, o wysokości ponad 3700 m n. p. m., a z drugiej – wielbiciele morskich (a właściwie oceanicznych) kąpieli również nie będą narzekać.
Górzyste krajobrazy Teneryfy
Ocean Atlantycki
Po drugie, pomiędzy tym wszystkim jest mnóstwo przepięknej roślinności – gdy patrzy się na kaktusy wyglądające jak drzewa, aż nie chce się wierzyć. Do tego świeże owoce, rosnące często na wyciągnięcie ręki. Czasem chce się po prostu stanąć i patrzeć na piękno natury :)
Po trzecie, jest to raj dla osób, które lubią jeździć po ciekawych drogach. Serpentyn mamy tutaj naprawdę pod dostatkiem. Niektóre są wręcz mrożące krew w żyłach – jeżdżenie po nich może przyprawiać o prawdziwy zawrót głowy. Osobom mniej odpornym polecam zażycie Aviomarinu ;) Nieco więcej o nich opowiem Wam przy okazji wspomnień z pięknego miejsca, do którego dojeżdżało się właśnie serpentynami.
Po czwarte, jest to przewspaniałe miejsce dla miłośników miast. Sama uwielbiam eksplorować miasta i miasteczka, i zawsze zachwycają mnie uliczki, dekoracje drzwi i okien, ułożenie budynków. Jeszcze fajniej jest jeśli te miasta są zupełnie inne niż te, które znam z polskich realiów. Tak właśnie było na Teneryfie – hiszpańska architektura jest totalnie odmienna od naszej. Prostopadłościanowe kolorowe domy robią niesamowite wrażenie – od razu czułam, że jestem w „ciepłym kraju”.
Po piąte, dużo radości i frajdy znajdą tutaj też miłośnicy plażowania. Plaże są dosyć zróżnicowane – jaśniutki piasek nawieziony z Sahary, drobne lub większe kamyczki albo ciemny piasek wulkaniczny. Myślę, że każdy znajdzie coś dla siebie – zarówno mniejsi, jak i więksi amatorzy morskich kąpieli. Woda w oceanie była dla mnie zdecydowanie za zimna, ale M. podjął wyzwanie i trzy razy wskoczył.
Zachód słońca jest tak samo piękny na każdej plaży <3
Po szóste, na wyspie jest najwspanialsze jedzenie na świecie – oczywiście dla miłośników owoców morza. Ja czułam się jak w raju. Więcej o jedzeniu na Teneryfie przeczytacie oczywiście w osobnym poście, no bo inaczej być nie może!
Tak wyglądają moje pierwsze wrażenia jeśli chodzi o Teneryfę – czy warto tam pojechać? Moim zdaniem jak najbardziej, szczególnie dlatego, że jest tak bardzo zróżnicowana i każdy powinien znaleźć tutaj coś dla siebie.
Byliście na Teneryfie? Jakie macie swoje spostrzeżenia?