Moja przygoda z pływaniem

18 lipca
19 komentarzy

Dzisiaj postanowiłam podzielić się z Wami moją historią dotyczącą pływania. A dlaczego? Przede wszystkim dlatego, żeby Wam pokazać jak czasami niewiele trzeba, żeby pokonać swoje słabości. Opowiem jak to wszystko się zaczęło, jak wiele się zmieniło, w jakim czasie i na jakim jestem etapie. Niektórym z Was pewnie ten wpis wyda się banalny, no bo przecież co to za wielki wyczyn – pływanie? A no właśnie dla mnie ten wpis jest dość ważny, bo uświadamia mi jak wiele dobrego się ostatnio podziało i w jaki sposób mogę pokonać swoje własne ograniczenia. I to na dodatek takie, które urosły nie wiadomo z jakiego powodu. 

Moja przygoda z pływaniem, czyli o pokonywaniu swoich słabości

Odkąd pamiętam uwielbiałam wodę. Nie uczyłam się pływać na żadnym kursie – jakoś tak samo wyszło, że poruszałam się w wodzie moją pseudo-żabką. Taką wiecie – z głową nad wodą i niezbyt poprawnymi ruchami rąk i nóg. Nie czułam żeby coś więcej było mi potrzebne. Podczas wakacyjnych wyjazdów zupełnie mi to wystarczało na zabawy w morzu czy basenie. Jedyne co, to paniką napawało mnie przebywanie na głębokiej wodzie i najlepiej było, gdy pływając mogłam stanąć i czułam dno. Możliwości nie miałam zatem zbyt wiele, ale jakoś tam sobie dawałam radę.

Na pierwszym roku studiów mieliśmy do wyboru na WFie siłownię albo basen – siłowni nie lubiłam, więc wybrałam basen. I nawet mi się podobało. Byłam w grupie, która uczyła się pływania od postaw. Instruktor nawet dawał radę, ale ja coś pod koniec semestru się na niego zbiesiłam, bo czegoś tam nie chciałam robić, no i ta moja miłość do pływania nieco upadła. Od tamtej pory nie miałam zbyt wielu możliwości, żeby się podszkolić. Owszem, chodziłam na baseny, bo lubię bardzo wodę, ale wróciłam do tego, co było wcześniej, czyli pływania pseudo-żabką. 

Doszłam niestety do takiego etapu, że położenie się na plecach na wodzie było dla mnie niewykonalne. Bałam się tak panicznie, że nie byłam w stanie tego zrobić nawet z asystą. Może jedynie na momencik, ale i tak z tak mocno bijącym sercem, że długo nie mogłam wytrzymać. Przez to wszystko, wszelkie wyjazdy związane z wodą nie sprawiały mi aż tak ogromnej radości, jak bym chciała. Ja po prostu się BAŁAM. Nawet nie samej wody, bo ją akurat uwielbiam, ale … no właśnie – ja dokładnie nawet nie wiem czego się bałam. 

moja przygoda z pływaniem

W zeszłym roku M. wybrał się na kurs pływania – nieśmiało podpytywałam go jak jest, jakie ćwiczenia robią, jacy są instruktorzy. Był bardzo zadowolony, ale ja czułam, że to jeszcze nie jest mój moment. Aż w końcu dowiedziałam się, że w tej samej szkole prowadzone są zajęcia aqua fitness. Stwierdziłam, że czemu nie – przecież nic strasznego nie może mi się stać na ćwiczeniach. Poszłam na pierwsze zajęcia – spędziłam 45 minut w połowie zanurzona, bo bałam się pójść na głębszą wodę. Wiecie jak kończyłam te zajęcia pod koniec grudnia? Pływając w pasie podtrzymującym na najgłębszej wodzie i wykonując wszystkie ćwiczenia. Byłam z siebie ogromnie dumna. Od pierwszych zajęć do ostatnich przeszłam długą drogę, ale oswoiłam się z głębokością i dostrzegłam, że pod okiem instruktora nic mi nie grozi! 

W pewnym momencie aqua fitness przestał mi wystarczać! Doszłam do wniosku, że czas pogrzebać te wszystkie demony strachu, które mnie otaczają i pójść na pływanie. I tak zaczęła się moja przygoda z nauką pływania – dwie pierwsze lekcje na zajęciach indywidualnych z instruktorem, a później w grupie. Nie żałuję ani minuty spędzonej w wodzie, chociaż czasem miałam ochotę wyjść z basenu i nigdy nie wrócić, bo na przykład nie wychodziły mi ćwiczenia. Ale nie poddałam się! I już nie boję się iść sama na basen, żeby popływać dla przyjemności. Ba! Kilka tygodni temu byłam za zajęciach intro z nurkowania, a od września ruszam na taki kurs <3 To dopiero będzie się działo :) A z kursu pływania nie rezygnuję – w końcu muszę opanować też żabkę!

Jestem przeszczęśliwa, że przez tych kilka miesięcy moje nastawienie do pływania odmieniło się niemalże o 180 stopni. Już się nie boję – może trochę, nieznanego, ale ten strach mnie nie paraliżuje. Pokonałam swoje ograniczenia i jest mi z tym fantastycznie. Dajcie znać, czy macie podobne historie :) 

(Visited 1 063 times, 1 visits today)