W związku z tym, że w żadnym kanale informacyjnym mojego bloga nie pojawiła się wiadomość, że spodziewam się Malucha, to postanowiłam zebrać w jednym wpisie wszystko to, czym chciałabym się z Wami w tym temacie podzielić :) Mój blog to również lifestyle, a przecież dziecko to wprowadzenie nowego elementu do stylu życia, więc opowiem kilka słów na ten temat – w formie pytań i odpowiedzi, bo tak będzie moim zdaniem najkonkretniej. Przygotowując ten wpis patrzę na tego małego człowieka i nie mogę się nadziwić jak szybko się zmienia i jak szybko rośnie! Niech ten czas się zatrzyma :)
Czy miałam jakieś dolegliwości na samym początku i w trakcie jej trwania?
Otóż nie, prawie nie ;) Ominęły mnie drastyczne sceny biegania do łazienki po każdym posiłku, w wiadomym celu. Owszem, odczuwałam sporadycznie nudności, ale naprawdę nie było to nic wielkiego. Szczyt mojej słabej formy przypadł na czas naszego pobytu na Sycylii – oj wtedy to się działo. Przede wszystkim byłam bardzo zmęczona i o godzinie 17 padałam jak kawka. Drzemka pomagała tylko na chwilę – budziłam się, jadłam kolację i szłam dalej spać na kilka bitych godzin. Do tego jeszcze wybrałam na nocleg miejsce położone bardzo wysoko, do którego trzeba było się wspiąć licznymi serpentynami – ajj, nie wspominam tego z ekscytacją ;) Właściwie mogę powiedzieć, że sam początek pierwszego trymestru tak właśnie wyglądał, że moja doba kończyła się między 19 a 20 – dobrze mi wychodziło długie spanie.
Muszę przyznać, że nieco inaczej wyglądała sytuacja pod koniec ciąży, a szczególnie we znaki dał mi się 9. miesiąc. Może dlatego, że to już był taki czas typowego oczekiwania i zdecydowanie inaczej zachowywał się wtedy mój organizm. Nieco zwolnił i chciał więcej odpoczywać. Gdy wszyscy narzekali na czerwcową deszczową aurę, ja byłam wniebowzięta, bo czułam się dobrze. Inaczej było w upały – senność, zmęczenie, zadyszka, poczucie ciężkości, ciągłe odczucie, że jest mi duszno – o, taka codzienność.
Czy miałam jakieś zachcianki jedzeniowe?
Miałam! Nie trwało to może byt długo, ale faktycznie zdarzyło się kilka razy mieć szczególną ochotę na coś konkretnego i tylko to mogłam w tym momencie zjeść. Na przykład – tydzień śledziowy – codzienny śledź to było złoto! Po tym czasie chyba mi się już przejadł, bo długo po niego nie sięgałam, ale pamiętam, że w trzecim trymestrze też zdarzyło mi się zjeść kilka dni pod rząd. Najśmieszniejsze jedzeniowe wspomnienie to sytuacja, kiedy wróciliśmy od rodziców z pieczonym boczkiem – bardzo rzadko jadam takie frykasy, ale tego wieczoru sięgnęłam swojego szczytu. Dość, że zjadłam M. pieczony boczek, to jeszcze okrasiłam go majonezem, za którym w ogóle nie przepadam! Zdecydowanie te kanapki będę wspominać najlepiej ;) Jest też jedna rzecz, od której mnie odrzuciło, a którą jadałam regularnie przed ciążą – owsianka! Pierwszej jedzonej w tym stanie nie wspominam zbyt dobrze. Na pewno zrobiliśmy sobie dość długą przerwę od tego typu śniadań, ale krok po kroczku wracaliśmy i raz w tygodniu owsianka wchodziła.
Czym zajęłam się na samym początku?
Przede wszystkim była to dość szybka wizyta u lekarza i zrobienie sobie niezbędnych badań, które jak się okazało już od samego początku miały strzałki w dół i w górę – pierwszy raz widziałam u siebie badania z takimi wahaniami norm, ale akurat trzeba wziąć pod uwagę to, że w ciąży normy wyglądają zupełnie inaczej. Jeśli lekarz mówił, że wszystko gra, no to nie ma się czym martwić :) Tuż po pierwszej wizycie kupiłam sobie też segregator ciążowy od #mamaginekolog i uważam, że to bardzo dobry zakup. Mam też jej segregator kobiecy i pediatryczny, i uważam, że to doskonały sposób na uporządkowanie wszystkich badań. Chodząc na wizyty miałam wszystko w jednym miejscu i nie musiałam niczego panicznie szukać, kiedy lekarz mnie prosił o jakieś wyniki. Może wspomnę jeszcze o tym, że z lekarzem mogłam się kontaktować również mailowo w sprawie wyników badań i to było bardzo dobre, bo zaraz po ich otrzymaniu mogłam konsultować, a nie czekać na wizytę.
Co z formą fizyczną?
Im dalej, tym było lepiej, o dziwo! Na samym początku chodziłam oczywiście jak zwykle na basen. ALE, jak się okazało – moje długie spanie w pierwszym trymestrze i na początku drugiego, spowodowały, że poranne wstawanie było prawie niemożliwe. Nie było takiej siły, która by mnie ściągnęła z łóżka po 5 rano i kazała pojechać na basen. No po prostu nie było. Gdy byłam w piątym miesiącu dopadła nasz kraj epidemia koronawirusa i praktycznie z dnia na dzień wszystkie tego rodzaju miejsca były zamykane. Wtedy krok po kroczku zaczęłam wprowadzać do moich codziennych rytuałów praktykę jogi. Na początku powolutku, kilka razy w tygodniu, aż w końcu rozkręciłam się na tyle, że ćwiczyłam niemalże codziennie. W trzecim trymestrze zaczęłam dodatkowo wykonywać treningi dla kobiet w ciąży, bo potrzebowałam czegoś bardziej intensywnego – oczywiście w granicach rozsądku i możliwości fizycznych! Odpuściłam tylko parę razy, kiedy to naprawdę czułam, że moje ciało nie jest gotowe na wysiłek.
Jeśli chodzi o jogę to poniżej wrzucam trzy najważniejsze praktyki, które stosowałam:
Joga Mięśni Dna Miednicy – Ćwiczenia Mięśni Kegla: https://www.youtube.com/watch?v=i6kGZzVBGl0
Joga w Ciąży ♥ Sesja Rozluźniająco-Rozciągająca
https://www.youtube.com/watch?v=RUIsLSOXYn0
Joga w Ciąży ♥ Sesja Wzmacniająca
https://www.youtube.com/watch?v=JEMc3xO8e2I
A jeśli chodzi o pozostałe treningi, to były to (ciekawostka – zamiast hantelków, używałam puszek z jedzeniem – pomidory, kukurydza, itp. ;)):
Trening z piłką
https://www.youtube.com/watch?v=z_upPupBxv4&list=RDCMUCbFu9bCnKZhBeDUYlBVtnjQ&start_radio=1&t=11
Trening wzmacniający
https://www.youtube.com/watch?v=5I9uKulbZQs&list=PLxMqdZGM-oR-kq_GPH2zJBvsGf2ZohVcr&index=3
Pilates
https://www.youtube.com/watch?v=YTSasGMo6Sw
Oprócz ćwiczeń, nie rezygnowałam również z masaży fizjoterapeutycznych – można je bez problemu stosować w ciąży, jeśli tylko nie ma żadnych przeciwskazań i ogromnie polecam. Ulga dla pleców, i nie tylko, gwarantowana.
Jak wyglądało kompletowanie wyprawki Malucha?
Przede wszystkim zdroworozsądkowo – tak mogę to określić. Jeśli chodzi o ubranka, to kupiłam DOSŁOWNIE jedno – całą resztę dostałam od koleżanek lub rodziny, których maluszki już dawno powyrastały ze wszystkich ciuszków. Jedno co zrobiłam w tej kwestii, to mniej więcej rozeznałam się ile sztuk powinnam mieć i sprawdziłam czy rzeczy, które mam da się połączyć w jakieś sensowne komplety. Dzięki temu, że zostałam tak hojnie obdarowana, mogłam się skupić na innych elementach wyprawki – pieluchy, otulacze, artykuły higieniczne i tym podobne. Tutaj też starałam się nie kupować zbyt wiele, żeby to wszystko nie leżało odłogiem. Doszłam do wniosku, że jako osoba w tym temacie totalnie zielona, nie jestem w stanie przewidzieć, które rozwiązania będą strzałem w dziesiątkę, a które totalnie się nie sprawdzą. Tym oto sposobem na przykład nie zrobiliśmy żadnych zapasów chusteczek, pieluch czy artykułów do higieny. Wszystko jest teraz tak szybko dostępne przez Internet, że nie widziałam sensu kupowania i nieużywania. Zawsze też można podejść do apteki i kupić to, co akurat w danym momencie jest niezbędne.
Jak wyglądało kompletowanie mojej wyprawki?
Tutaj sprawa była dla mnie nieco bardziej skomplikowana, bo o ile o ciąży artykułów jest cała masa, tak o czasie po niej, czyli połogu – już trochę mniej. Doedukowałam się zatem w tym zakresie i zakupiłam wszystko, co moim zdaniem wydawało się niezbędne i co było wskazywane na różnych listach na blogach czy filmach na YT, a także na stronie szpitala. Największym wyzwaniem dla mnie okazało się kupno koszuli i staników do karmienia. Koszul nie znoszę serdecznie i nie sypiam w nich – wyjątek stanowią te ładniejsze i krótsze, ale umówmy się – ich do szpitala nie zabiorę ;) Ostatecznie znalazłam akceptowalne dla mnie modele na Allegro. Ze stanikami było ZNACZNIE gorzej – nawet nie wiem jak długo trwały poszukiwania, ale zupełnie nic mi się nie podobało, albo nie odpowiadało mi rozmiarami. Ostatecznie znalazłam spoko modele w KappAhl i na początek kupiłam jeden dwupak, żeby sobie przetestować, a jak będzie dalej to się okaże – mam nadzieję, że nie czeka mnie ponownie męka szukania idealnych modeli.
Czy urządzaliśmy pokoik dla dziecka?
Nie, ponieważ nie mamy na to fizycznej możliwości. Dodatkowo, nie łudziłam się tym, że Maluch będzie sypiał grzecznie w osobnym pomieszczeniu i nie będę do niego wstawać. No nie ;) – poza tym, współspanie jest bardzo rekomendowane dla prawidłowego rozwoju dziecka. Na początek zatem postawiliśmy na malutkie drewniane łóżeczko dostawne i przewijak w naszej sypialni. Gdy projektowaliśmy sypialnię kilka lat temu braliśmy pod uwagę to, że w przyszłości będzie nam potrzebne takie miejsce, więc poszło całkiem gładko i wszystko się zmieściło. Nie wiem czy przewijak nam się sprawdzi, okaże się w trakcie używania. Za kilka miesięcy, kiedy brzdąc będzie już za duży, to łóżeczko dostawne zmienimy na takie pełnowymiarowe dziecięce, a przewijak zostanie wyeksmitowany do drugiego pokoju lub w ogóle zniknie z mieszkania.
Podsumowując – ciąża była bardzo ciekawym doświadczeniem, raz przyjemnym, raz uciążliwym. To, czego najbardziej mi brakuje teraz, z perspektywy czasu to ruchy maluszka <3 Gdybyście mieli jeszcze jakieś pytania, to śmiało!