Lato to zdecydowanie moja ulubiona pora roku i mogłoby trwać cały czas. Nie obraziłabym się, gdyby nawet cały rok ;) Nooo dobra, tak ze 2 miesiące złotej polskiej jesieni też nie byłoby złe. Ten miesiąc obfitował w krótkie wyjazdy, nowe pyszne smaki, załatwianie przeróżnych spraw, zakupy i imprezy. Zapraszam Was zatem na podsumowanie lipca na zdjęciach.
Przeglądając różne profile na IG doszłam do wniosku, że mam stanowczo za mało selfie ;) No to trzasnęłam sobie dwa – jedno mówi samo za siebie. To po prostu cała ja. Grzywiasta blondyna z szerokim uśmiechem na twarzy. Drugie zrobiłam w pracy – tego dnia słońce świeciło tylko o momentu, gdy kliknęłam zrobienie zdjęcia. Zaraz potem naszły chmury i zaczął padać deszcz. Aaa no i kupiłam sobie koszulę w palemki – w końcu lato zobowiązuje do takich strojów ;)
Może pamiętacie mój post, w którym pisałam, że nie jestem amatorką zakupów w sklepach stacjonarnych. Mam tak nadal, aczkolwiek od czasu do czasu bywa, że chadzam tu i tam, żeby zakupić sobie co nieco. Ponieważ w tym roku wybieram się do miejsca, gdzie promienie słoneczne działają znacznie bardziej niż w Polsce, to nie mogłam zapomnieć o wysokim filtrze. Zdecydowałam się na ten z Avene – mam nadzieję, że moja skóra da radę i obejdzie się bez słonecznych niespodzianek.
Rzadko chodzę w szpilkach, ale lubię je. Ten pudrowy róż całkowicie skradł moje serce i buty zagościły w mojej szafie. Myślę, że wykorzystam je wiele razy na imprezach. A jak już kupiłam buty, to poszłam za ciosem i zafundowałam sobie nową bieliznę – szukałam konkretnego modelu i idealny był w Intimissimi, a do tego te ich piękne torebki.
Patrząc na te pokrowce na telefon od razu się uśmiecham, przypominając sobie zakupy ubraniowe w Singapurze. Postanowiłam dać drugą szansę azjatyckim sklepom i za zawrotną sumę 14 złotych kupiłam dwa opakowania na Samsunga. Przyszły po około 30 dniach w osobnych paczuszkach oznaczonych jako „Gift”. Sprawują się całkiem nieźle, chociaż u Audrey urwała się już mała część. No, ale czego się spodziewać za takie pieniądze ;)
Ostatnie zdjęcie tutaj, to jak widzicie gaśnica – podarowaliśmy ją znajomym na parapetówkę. Oby nigdy się nie przydała! Podpatrzyłam gdzieś ten pomysł i postanowiłam spróbować. Okazało się, że nie mieli w domu takiego sprzętu, więc trafiliśmy w dziesiątkę!
Czymże byłoby to podsumowanie bez jedzenia – no czymże? ;) Pudding z chia to świetne rozwiązanie na deser nie tylko w letnie dni. Jest prosty do przygotowania i można go podawać z ulubionymi dodatkami. U mnie były to maliny i borówki.
Dwa kolejne zdjęcia to pyszne zupy, które jadłam w zeszłym miesiącu. Chłodnik z ogórków, pomidorów i serka był idealnym pomysłem na upalny dzień, który przyszło mi spędzić na krakowskim Kazimierzu. Druga to cebulowa, która znalazła też swoje miejsce na blogu. Namawiam Was do spróbowania jej, bo jest wyśmienita.
Miałam ochotę na słodko-kwaśne dobre coś. Wymyśliłam zatem ciasto z agrestem i bezą, a w drugiej wersji zrobiłam z rabarbarem. Oba wyszły świetne! Taki deser fajnie się nadaje na lato, bo nie jest zbyt ciężkie.
Lato to cukinia z patelni – no nie ma lata bez tej potrawy! Też tak macie? Mnie od razu przypomina się dzieciństwo, kiedy to cukinię jedliśmy niemalże codziennie w okresie wakacyjnym. Mniam, mniam.
Dwa pierwsze zdjęcia poniżej to efekty krakowskich spacerów. Taki śmieszny maluch z basenem w środku stał na placu Szczepańskim. Był on częścią festiwalu teatrów ulicznych, który odbywał się tutaj na początku miesiąca. A chłodnik, o którym wspomniałam wcześniej jadłam na Szerokiej na Kazimierzu. Zupełne nie przeszkadzali mi przechadzający się obok turyści, którzy zaglądali do talerza ;)
Dawno temu kupiłam sobie tackę – po co? No właśnie, po co? Użyłam jej może kilka razy i w końcu wylądowała na szafie. Aż w końcu postanowiłam coś z nią zrobić. Przemalowałam na biało i służy mi teraz między innymi jako tło do zdjęć. Wreszcie znalazłam dla niej idealne przeznaczenie :)
Trzy ostatnie zdjęcia tutaj to kadry z mojej rodzinnej miejscowości, gdzie spędziłam przedostatni weekend lipca. Wykorzystywałam rower Mamy do wypadów na zakupy – jest idealny, bo z wiklinowym koszykiem. Marzenie o rowerowych zakupach spełnione!
W niedzielę zabrałam mojego malutkiego chrześniaka na spacer, żeby sobie pospał. Ja natomiast podziwiałam wspaniałe okoliczności przyrody, które są w okolicach mojego domu. I jak tu nie kochać lata?!
Kolejne kadry to Bieszczad. W dzieciństwie jeździłam tam znacznie częściej, więc fajnie było wrócić po latach w znajome strony. Pierwszą część podróży odbyłam pociągiem, z którego okien miałam dosyć ładne widoki. Wioska, do której jeździmy nie zmienia się praktycznie wcale – tu i ówdzie wybudował się nowy dom, inny postarzał, ale klimat pozostał ten sam. W przerwie między jedną a drugą robotą odpoczęłam sobie na progu z blaszanym kubkiem kawy zbożowej w ręce. Takiej wiecie – najlepszej, z posmakiem dawnych lat.
Uff, to tyle w tym podsumowaniu – mam nadzieję, że Wam się podobało i jak zawsze zachęcam do obserwowania mojego profilu na Instagramie:
https://www.instagram.com/zafascynowanazyciem/