Od momentu przeprowadzenia się w tę część miasta staramy się wynajdować przeróżne okazje, żeby ją zwiedzić. Gdzieś już kiedyś Wam pisałam, że jeszcze kilka lat temu nie przypuszczałabym, że będę się tak cieszyć, że mieszkam w Krakowie w Nowej Hucie. Umówmy się – nie jest to dzielnica, o której słyszy się same dobre opinie. Przez wiele lat zapracowała sobie na niezbyt pochlebne słowa, ale myślę, że tamte czasy już powoli mijają. W tym momencie na Hucie ma miejsce „wymiana” pokolenia. Umierają osoby, które mieszkały tutaj od początku istnienia osiedli, a ich miejsce zajmują wnuki, prawnuki albo osoby, które tak jak my, wybrały to miejsce na swoje mieszkania. Jest to miejsce, w którym wciąć jest sporo zieleni, są jeszcze szerokie ulice, a na dodatek czuć klimat „tamtych lat”. Niby lubię nowoczesność, ale powiem Wam, że w tym miejscu ziejącym PRLem czuję się naprawdę dobrze.
Poza tym, co mnie bardzo cieszy, dzieje się tu wiele ciekawych rzeczy, a miejsc do zwiedzania jest naprawdę masa. Co rusz na Alei Róż organizowane są jakieś targi, spotkania, festiwale mniejsze i większe. Mam wrażenie, że biorę tu udział w większej ilości wydarzeń niż w miejscach, w których mieszkałam wcześniej. W ostatni weekend odbywał się festiwal „Zajrzyj do Huty”, organizowany przez Muzeum Historyczne Miasta Krakowa już po raz dziewiąty. W trakcie jego trwania udostępniano wiele miejsc, które na co dzień nie są dostępne do zwiedzania. W sobotę wybraliśmy się do Arcelor Mittal na zwiedzanie walcowni gorącej.
Nie można tam niestety robić zdjęć, więc nie mam dla Was relacji, ale mogę powiedzieć, że to bardzo ciekawe miejsce! Nawet dla mnie, totalnego laika technicznego, było to interesujące. Produkcja stali, która tam się odbywa jest najnowocześniejsza w całej Europie, więc naprawdę mamy się czym chwalić. Przewodnik (pracownik huty), który nas oprowadzał opowiedział o całym procesie obróbki, który dodatkowo ogladaliśmy na żywo. Czułam się trochę tak, jakbym była obecna w trakcie nagrywania programu „Jak to jest zrobione?”.
Budynek Z Huty im. Sendzimira
W niedzielę natomiast skorzystaliśmy ze zwiedzania budynku „Z” obecnej Huty Sendzimira. To dopiero jest miejsce, w którym czuć ducha dawnych czasów! Naszym przewodnikiem był przedstawiciel Małopolskiego Stowarzyszenia Miłośników Historii Rawelin. Opowiadał bardzo konkretnie i ciekawie – naprawdę widać było po nim, że pasjonuje go ten temat. Powstanie Huty to lata 50-te ubiegłego wieku. Jej pierwsza nazwa to Huta im. Lenina, dzisiaj zmieniona na imię Sendzimira. Był to kiedyś ogromny kombinat, który zatrudniał dziesiątki tysięcy ludzi. To tutaj dawał swoje ujście socrealizm – głównie w architekturze. Według założeń partyjnych każdy budynek miał być pokazem siły i potęgi państwa. Niesamowite jest jak bardzo odczuwano potrzebę chwalenia się. Dzisiaj buduje się zupełnie inaczej i mam wrażenie, że nie ma już takiego parcia na pokazanie „jacy to my nie jesteśmy”. Wtedy – w latach 50-tych – było inaczej.
Na końcu dzisiejszej Alei Solidarności znajduje się brama wjazdowa na teren huty, a po jej obu stronach okazałe budynki administracyjne – Z i S, projektu Janusza i Marty Ingardenów. S to dawny budynek socjalny, w którym znajdowała się między innymi stołówka dla pracowników „Kasyno”, a także miejsca noclegowe dla przyjeżdżających tutaj ze Wschodu zagranicznych inżynierów. Budynek Z natomiast to budynek Zarządu.
To tutaj swoje biura miały najważniejsze w Hucie osoby. To on był najbardziej reprezentacyjny, to jego wybudowano z ogromnym przepychem, to tutaj chwalono się potęgą miasta, to tutaj witano zagraniczne delegacje. Różnice w architekturze obu budynków są podobno ogromne – w S nie byliśmy, ale informacje te potwierdził przewodnik. W Z są marmury, piękne podłogi, okazałe sufity i kandelabry, zdobione sufity, ogromne żyrandole i unikatowe meble wybitnych projektantów tamtych lat.
Zwiedzaliśmy sporo pomieszczeń, w tym gabinet dyrektora obity boazerią z orzecha kaukaskiego, gabinet głównego inżyniera, dyspozytornię i salę obrad (sala 157). W wielu pomieszczeniach zachowały się oryginale meble, głównie krzesła. Do tego wspaniale zdobione sufity i okazałe klatki schodowe, znajdujące się w czterech rogach budynku. Na podłogach marmury i piękne parkiety. Widać, że nie żałowano tu ani złotówki (dolara?).
Klatka schodowa, którą widzicie na zdjęciu powyżej jest zrobiona z taką dbałością o szczegóły, że aż jest to niewyobrażalne. Stopnie schodów to marmur, poręcze to piękno drewno. Do tego wzdłuż schodów są rynienki odprowadzające wodę! Jedyny minus to wysokość – barierki są naprawdę dość nisko i trzeba uważać przy wychylaniu się ;)
To wyjście było naprawdę świetne – mamy już plan, żeby w przyszłym roku zwiedzić również budynek S, a w najbliższym czasie również schrony, których w Nowej Hucie jest cała masa. Szukacie takich wydarzeń i miejsc w swojej okolicy? Jeśli jeszcze nie, to koniecznie musicie to zrobić – naprawdę warto!