Bali: loty, transport i noclegi

10 września
2 komentarze

Zazwyczaj zaczynałam posty z nowych krajów od odwiedzanych przeze mnie miejsc. Tym razem postanowiłam zrobić nieco inaczej, a to dlatego, że wiele rzeczy na Bali wymaga wcześniejszego wyjaśnienia :) Zarówno Wam będzie łatwiej czytać, jak i mnie – pisać. Dzisiaj post typowo organizacyjny, żeby naświetlić Wam jak wyglądała nasza podróż, ile trwała, jak poruszaliśmy się po wyspie i dlaczego wolałam hotel 4* niż niskobudżetowy. Zapraszam zatem do dalszej lektury.

Loty, transport i noclegi na Bali

LOT

Jak już być może wyczytaliście naszym pierwszym kierunkiem był Singapur. Kombinowałam na przeróżne sposoby jak by tu najlepiej ułożyć loty i w końcu zaplanowaliśmy to w ten sposób, że lecimy najpierw do SIN, a później tanimi liniami do Denpasar na Bali. Kilka tygodni śledziłam ceny i połączenia na Skyscanner, aż nie wytrzymałam i kupiłam bilety ;) Uparłam się trochę, żeby polecieć na wakacje tuż po naszym weselu, więc termin był dosyć zawężony. Gdybym była bardziej elastyczna pod tym względem, na pewno udałoby się mi znaleźć super atrakcyjną cenę za lot. Musicie bowiem wiedzieć, że koszty samych lotów stanowiły niemalże 60% naszych wydatków, które ponieśliśmy w związku z ta wycieczką. Jeszcze raz dodam, że można je zredukować będąc elastycznym terminowo. Zresztą, byliśmy na to przygotowani – w dalekiej Azji życie drogie nie jest, ale podróż na pewno kosztuje więcej niż po Europie.

Do Singapuru polecieliśmy liniami Emirates – tak, tak, tymi które są w tym momencie najlepsze na świecie. Rzeczywiście komfort podróży nieporównywalny z tanimi liniami europejskimi czy azjatyckimi. Duże siedzenia, kocyk, poduszka, podpórka pod głowę, telewizor, gry wideo, filmy, kamerki z przodu i pod spodem samolotu, posiłki, napoje, chusteczki odświeżające. Full wypas jednym słowem i bardzo dobrze, bo kilkunastogodzinny lot potrafi zmęczyć. Z Warszawy lecieliśmy do Dubaju, gdzie mieliśmy ponad 4 godzinną przesiadkę do Airbusa lecącego do Singapuru. Od linii lotniczych dostaliśmy wtedy voucher meal, który wymieniliśmy na całkiem smaczny obiad w Dubaju :)

lotnisko dubaj

Bałam się strasznie tego lotu – jak sobie poradzimy ze zmęczeniem, czy się nie zgubimy na lotnisku, czy nic się nie będzie działo na pokładzie i tak dalej. Poza tym lekko panikuję, gdy samolot leci nad morzem albo oceanem, a tutaj wody mieliśmy pod dostatkiem pod samolotem, więc lekki stresik był ;) Nie było się czego bać – obsługa przesympatyczna, pomocna, sporą część lotu spaliśmy albo rzucaliśmy okiem, gdzie się właśnie znajdujemy. To mi się najbardziej podobało – śledzenie lotu na monitorze i obserwowanie zmian stref czasowych.

linie emirates

emirates lot

Jak wspomniałam, w trakcie lotu dostawaliśmy ciepły posiłek – najedliśmy się tam, że hoho. W trakcie ostatnich formalności na stronie Emirates, można było wybrać rodzaj posiłku, który chce się otrzymać. Postanowiłam, że spróbuję „low sodium meal” i okazało się, że dobrze wybrałam, bo posiłek … otrzymywałam zawsze jako jedna z pierwszych! Najpierw dawali te „inne”, a dopiero później pozostałe. Także jeśli nie chcecie czekać, warto wybrać inną pozycję – tyle, że wtedy nie macie wpływu na menu. Dostajecie to, co przygotowali. W wersji standardowej były do wyboru dwie opcje, np. kurczak albo jagnięcina. Wszystkie posiłki były bardzo smaczne i starannie podane – aż byłam zaskoczona, że można tak dobrze zjeść w samolocie ;)

Nasza podróż z Warszawy do Singapuru trwała około 16 godzin, a w tym czasie kilka razy zmienialiśmy strefę czasową – ostatecznie do zegarka dołożyliśmy 6 godzin.

Z Singapuru na Bali polecieliśmy linią Jetstar – coś takiego jak nasz Wizzair czy Ryanair. Natomiast w drodze powrotnej korzystaliśmy z usług AirAsia. Obie linie dla mnie bez zarzutu. Tutaj lot trwał niecałe 3 godziny, więc mniej więcej tak, jak z Krakowa do Londynu. Tak trochę na marginesie wspomnę jeszcze jak wyglądał nasz powrót z Bali do Krakowa – trwał grubo ponad 30 godzin od momentu wyjazdu z hotelu! Wyglądało to tak: dojazd z Padangbai do lotniska zajął nam 2 godziny, później oczekiwanie na lot, lot do SIN ok. 3 godzin, czekanie na kolejny lot – ok. 5 godzin, kierunek Singapur-Colombo na Sri Lance (mieliśmy międzylądowanie) ok. 3 godzin, postój 1,5 godziny, lot z Colombo do Dubaju ok. 4 godzin, przesiadka w DXB 1,5 godziny, lot z Dubaju do Warszawy ok. 6 godzin, kilka godzin w stolicy u brata, Pendolino do Krakowa ponad 2 godziny. To była najdłuższa podróż jaką przyszło mi do tej pory mieć, ale było warto! Wiem też, że następnym razem lecąc na drugi koniec świata będziemy nieco inaczej układać plan podróży ;)

PORUSZANIE SIĘ PO BALI

Jeśli śledzicie mój fanpage na Facebooku, to wiecie już że sporą część naszego pobytu na Bali spędziliśmy na skuterze. Gorąco Was zachęcam do wyboru właśnie tego środka lokomocji, ale wszystko po kolei!

Na wyspie ani razu nie korzystaliśmy z publicznego transportu, choć na pewno on istnieje – szczególnie między najbardziej turystycznymi miejscami. Są stałe trasy, na których jeżdżą busiki wypełnione turystami, tzw. shuttle bus. Ceny nie są zbyt wygórowane, ale jak wygląda jazda nimi – nie mam pojęcia. Na pewno do drugiej miejscowości, w której mieszkaliśmy przyjeżdżało ich dosyć sporo, a to dlatego, że odpływały stąd promy i szybkie łódki na Lombok i Gili. Za każdym razem te busiki były pełne ludzi. Po cenach, które widzieliśmy, transport nimi wychodził na pewno taniej niż taksówką – o motorze nie było mowy, bo większość osób jechała ze sporym bagażem. Minusem takiego transportu (podobnie z taksówkami) jest to, że kierowcy zawożą zazwyczaj tylko w miejsca turystyczne – szczególnie tyczy się to restauracji. A szkoda, bo zobaczyć prawdziwe Bali to jest coś!

Po przylocie i wyjściu do hali poczułam się jakbym nagle znalazła się w najbardziej ruchliwym miejscu świata. W momencie obsiedli nas jak muchy taksówkarze, którzy ze wszystkich stron krzyczeli „taxi, taxi, taxi”. Naczytałam się sporo, że tak będzie i po części byłam przygotowana, ale chyba nie do końca zdawałam sobie sprawę, że tak to będzie wyglądało. Wiedzieliśmy też, że ceny które nam podadzą będą ostro wywindowane w górę. No i się zaczęło – ceny podawali mniej więcej podobne, ale jeden z kierowców przeszedł samego siebie i zaproponował nam bajońska sumę 500,000 IDR (150 PLN) – o nie, nie mój drogi, takiej kasy nie dostaniesz. Jedno co trzeba tutaj powiedzieć to, że między taksówkarzami panuje pełna kulturka. Jak już się któremuś uda znaleźć klienta, żaden nie podejdzie, żeby zakwestionować cenę czy zaproponować inną. Koniec końców pojechaliśmy za połowę stawki, co i tak można było jeszcze targować, ale uwierzcie mi – ciągłe gadanie „too much” i szybkie przeliczanie tych ich stawek z kilkoma zerami staje się w upale bardzo męczące. A do tego, nie zawsze da się zrozumieć jakie kwoty podają – balijski angielski bywa ciężki w odbiorze, choć pod koniec pobytu już coraz lepiej radziliśmy sobie z rozumieniem ;) Dla przykładu podam jeszcze kilka danych (okolice Kuty): ok. 1,5 godzinny przejazd kosztował nas 250,000 IDR; podobna czasowo trasa z drogą powrotną – 320,000 IDR. Ważna rzecz! Jeśli macie zamiar sprawdzać czasy przejazdów w Google Maps, toooo … dodajcie tak z 50% do tego. Naszym rekordem był przejazd 30 kilometrów w ciągu 1,5 godziny :D

Pierwszego dnia pobytu nie ruszaliśmy się praktycznie nigdzie, bo było już popołudnie, a też nie za bardzo byliśmy zorientowani w okolicy. Wiedzieliśmy jedynie, że nasz hotel znajduje się w zamkniętym resorcie, z którego do miasta jest kawałek. Ponieważ zaproponowano nam skorzystanie z darmowego shuttle bus w hotelu, postanowiliśmy z niego skorzystać na drugi i trzeci dzień. Pracownik hotelu zwiózł nas jednego dnia do miasta, a drugiego na plażę i popołudniu stawił się o umówionej godzinie, żeby nas odebrać. Niby wygodne, ale wiedzieliśmy, że nie tak chcemy zwiedzać Bali. Okazało się, że w hotelu możemy wynająć skuter, więc od razu zarezerwowaliśmy go na kolejny dzień. I to był świetny pomysł! Objechaliśmy wszystkie okoliczne miejsca, które były na naszej liście, a przy okazji zaprawialiśmy się w jeździe w tłumach, po lewej stronie. Dla mnie pierwsza godzina była jakimś koszmarem – dość, że pierwszy raz jechałam na motorze, to do tego jeszcze w ścisku i sporym natężeniu innych motorków i aut. Musiało zejść ze mnie jakieś 3 kilo strachu i wtedy poczułam się nieco swobodniej. Będąc w kolejnym miejscu naszego pobytu, od razu zarezerwowaliśmy motor na 3 dni (cena: 210,000 IDR – w hotelu, na mieście pewnie byśmy jeszcze coś utargowali). Za paliwo płaciło się dosłownie grosze (ok. 2 zł za litr), a pełen bak wystarczał na spore dystanse … no chyba, że wspinaliśmy się na jakieś 1400 metrów n.p.m., jadąc mniej niż 10km/h i niemalże leżąc na motorze, żeby tylko nas podciągnął pod górę. Wiedzcie też, że ceny paliw różnią się od miejsca, w którym je kupujecie – na stacji benzynowej cena za litr wynosiła 6,700 IDR, natomiast w miejscu takim, jak na jednym ze zdjęć poniżej, czyli „przydomowej stacji” – 10,000 IDR.

Skuter był idealną decyzją – byliśmy całkowicie niezależni, mogliśmy zatrzymać się w dowolnym miejscu, zmienić trasę, a widoki, które widzieliśmy – BAJKA! Z okien taksówki Bali wygląda zupełnie inaczej. Jeśli chcecie zobaczyć jakie jest naprawdę, zobaczycie to na skuterze. Sama nie odważyłam się zasiąść jako kierowca, ale z tyłu jechało się całkiem nieźle – głowa chodziła mi na prawo i lewo ;) Ostatniego dnia tyłek bolał straszecznie, ale pewnie bym się przyzwyczaiła, gdybyśmy pojeździli jeszcze kilka dni.

Poniżej możecie zobaczyć sporą galerię zdjęć, które robiliśmy w trakcie jazdy – takie piękne Bali :)

bali skuter

bali skuter

bali skuter

bali skuter

bali skuter

bali skuter

bali skuter

bali skuter

bali skuter

bali skuter

bali skuter

bali skuter

bali skuter

bali skuter

bali skuter

bali skuter

bali skuter

NOCLEGI

… wszystko zależy od tego, co lubicie. Czy wolicie mieć ciepłą, słodką wodę czy nie przeszkadza Wam spanie w spartańskich warunkach z jedną łazienką na kilka osób ;) Oczytałam się bardzo dużo, jak to w Azji może być. Jednym słowem – każdy znajdzie coś dla siebie. Ponieważ była to nasza pierwsza wyprawa w tę część świata, stwierdziłam, że idę w wygodę. Noclegi zarezerwowałam w hotelach – jeden był 4* (dałabym mocne 3,5), drugi 3* (tutaj dałabym tak naprawdę 2,5*). W pierwszym miejscu full kultur – codziennie świeża woda butelkowana, nowe ręczniki, nowa pościel. W sumie to każdego dnia czułam się jakbyśmy byli dopiero co po zameldowaniu. Jedynie nasza walizka mówiła, że już jakiś czas tam mieszkamy. W drugim hotelu było już nieco inaczej, np. zimna i słona woda ;) ale przetrwaliśmy, więc nie ma co narzekać. Poza tym urzekły i nieco rozbawiły mnie te łabędzie :D Koszty 8 noclegów ze śniadaniami stanowiły zaledwie 13% naszego całego budżetu, więc naprawdę było to niewiele.

Bali hotel room

Ja nasze hotele rezerwowałam przez Booking i Agodę – na obu portalach znajdziecie ogromny wybór i pozostaje tylko znaleźć coś dostosowanego do swojej kieszeni i wymagań. Na pewno warto kierować się opiniami innych, ale też nie do przesady, bo wiadomo, że z ludźmi różnie to bywa. A zatem – od prywatnego pokoju w domu do ekskluzywnego hotelu nad brzegiem morza. Nie powinniście mieć też problemu ze znalezieniem hotelu z basenem – są chyba w większości. To taka miła odmiana od fal szalejących na oceanie :)

bali

bali basen

To tyle w kwestiach organizacyjnych – loty, transport i noclegi na Bali :) Jeśli będziecie mieli jakieś pytania, śmiało!

(Visited 371 times, 1 visits today)