Zacznijmy od tego, że w Tajlandii jest mnóstwo wysp, na które można się udać z lądu, żeby porządnie odpocząć. Phuket, Krabi, Kho Samui i wiele, wiele innych – jak wśród nich wybrać tę, która będzie nam najbardziej odpowiadała? Zadanie nie jest łatwe – można co prawda oglądać zdjęcia rajskich plaż i tradycyjnych drewnianych łódek, ale nie łudźcie się – mogą one mieć niewiele wspólnego z prawdą. W końcu zdjęcia mają turystę przyciągać, a nie odstraszać. Ja wybrałam Phuket, czyli nic oryginalnego, bo pewnie 90% osób lecących do Tajlandii wybiera ten kierunek. A dlaczego akurat Phuket? Po pierwsze – spora ilość plaż do wyboru, lotnisko, łatwa komunikacja i łatwy dostęp do mniejszych wysepek, które odwiedziliśmy. Poza tym chciałam sprawdzić, czy aby na pewno jest tak bardzo skomercjalizowana jak czytałam. Okazało się, że faktycznie mocno, ale wiecie co? Absolutnie nie żałuję swojego wyboru. Phuket okazało się naprawdę pięknym miejscem – oprócz tego, że wypoczęliśmy maksymalnie, jeszcze trochę pozwiedzaliśmy, ale o tym w kolejnych wpisach. Dzisiaj zapraszam Was na plażę! I to nie jedną.